Od dłuższego czasu dominującym nurtem w aranżacji wnętrz był minimalizm. Slogan „mniej znaczy więcej” pojawiał się coraz częściej. Niezwykłym zainteresowaniem cieszyła się Marie Kondo, która w swojej książce „Magia sprzątania” opisała wprowadzoną przez siebie metodę uporządkowania przestrzeni. Jej wskazówki wdrożyło miliony osób na całym świecie. Jednak coraz widoczniej ten trend zaczyna ustępować „Cluttercore”. Co to takiego? Termin pochodzi od angielskich słów „clutter” – nieład, bałagan oraz „core” – rdzeń, podstawa. A jak przejawia się w aranżacji?
Wnętrza wypełniają różnego rodzaju bibeloty, pamiątki, książki oraz inne osobiste przedmioty. Jednak „Cluttercore” nie polega na bezmyślnym gromadzeniu rzeczy i życiu w nieładzie. Ich właściciel przechowuje je bo mają dla niego wartość sentymentalną. Dom staje się na nowo przytulny. Jest to trudna sztuka, żeby połączyć wszystko w spójną całość, która nie sprawia wrażenia chaosu. Potrzebne jest świetne wyczucie estetyki i równowagi.
Fot. Juanjo Fuentes
Dla wielu osób ten trend pozwala pokazać swoją osobowość. Po długim czasie panowania minimalistycznych wnętrz nadszedł trend, który celebruje maksymalizm. Kolorowe poduszki, miękkie pledy, rośliny w ozdobnych doniczkach, galeria zdjęć i plakatów na ścianie kojarzy się z miejscem, gdzie czas płynie wolniej, a po ciężkim dniu pracy można z przyjemnością odpocząć. Nie wszystko w mieszkaniu musi być idealne i ułożone od linijki. Połączenie starych przedmiotów z nowymi sprawi, że wnętrze nabierze wyrazu i stanie się ciekawe.
Fot. The Apartment, Copenhagen
Fot. Leboncoin //@bazardalger
Fot. Pinterest
Popularność tego trendu może wynikać z sytuacji w jakiej aktualnie znajdujemy się. W wyniku pandemii zaczęliśmy więcej czasu spędzać w domu. Na nowo odkrywamy przestrzeń. “Cluttercore” afirmuje przedmioty, które dotychczas były “łapaczami kurzu”, a mają wartość sentymentalną. Pomogą wykreować przytulną przestrzeń i przypomnieć o miłych chwilach. Zdecydowanie pandemia przewartościowała podejście do aranżacji przestrzeni.